środa, 26 września 2012

Środowe myki - bindujemy bez bindowania

Środa! Więc pora na mały myk, który zrobiłam z wczoraj pokazanym scrapem. Miał on być w zamyśle okładką czegoś w rodzaju albumu, do którego wpinać będę kolejne LOsy. Na razie jest tylko jeden, więc szału nie ma :)

Moje wymagania były następujące: musi to być coś w rodzaju kółka lub spirali, która w miarę dyskretnie zepnie karty (nie chciałam sznurka czy wstążki), musi też dawać możliwość łatwego dokładania stron. Myślałam, myślałam... I wymyśliłam!

Macie w domu stary wiszący kalendarz na spirali? Albo zapisany zeszyt ze spiralą? Bo ja mam :) I postanowiłam wykorzystać właśnie taką spiralę. Do tego potrzebne przede wszystkim narzędzie do przecięcia drutu i coś do zrobienia dziurek. Nie wiem, czy nada się tradycyjny dziurkacz - wydaje mi się, że dziurka będzie zbyt duża, ale wszystko zależy od wielkości Waszej spirali. Można też przebić papier grubą igłą i potem powiększyć otwór.


Do spięcia mojego albumu (wysokości ok. 20 cm), postanowiłam wykorzystać dwa oczka - a więc spiąć album w dwóch miejscach. Od spirali odcięłam więc dwa oczka w taki sposób, jak pokazałam na poniższym zdjęciu:


Wspomnieniowe scrapy postanowiłam przechowywać w koszulkach, dlatego na okładce (przedniej i tylnej) zaznaczyłam miejsce wybicia dziurek:


Koszulkowy otwór ma wielkość dziurkaczowego, ja zrobiłam mniejszy. Potem złożyłam trzy części zaczątku mojego albumu (okładki + wnętrze)...


... i zaczęłam zabawę z kółeczkami. Poszło szybko i bezboleśnie!

Kółko zaczynamy wkładać od tylnej strony okładki, a więc album/notes układamy przednią stroną do dołu. Plik kartek wkładamy w szczelinę kółka (1) i przesuwamy tak, by końcówka znalazła się w dziurce (2). Przekręcamy oczko w prawą stronę w ten sposób, by jego "rozdwojona" część zahaczyła się o dziurkę w tylnej okładce (3)...


... z przodu widzimy jedynie zgrabne oczko:


Finito!

Jeszcze jedna, istotna sprawa - odległość dziurki od krawędzi kartki powinna być mniej więcej równa połowie średnicy Waszego oczka. W przeciwnym razie, po rozłożeniu karty będą na siebie nachodziły albo - co gorsza - wyrwiecie dziurę w okładce. Jednym słowem, jeśli oczko ma 2 cm średnicy, to dziurka w okładce nie powinna być zrobiona dalej niż 1 cm od krawędzi.


W razie potrzeby (np. przy dokładaniu stron) takie kółko można bez problemu odgiąć i rozszerzyć, a potem zagiąć z powrotem.

Przy odrobinie cierpliwości można wykorzystać większy fragment spirali - wyciąć dziurki w papierze w odpowiednich miejscach, rozszerzyć spiralę, dopasować do dziurek i "zamknąć". Tym sposobem "zbindujemy" coś bez bindownicy. Jestem zresztą ciekawa, czy spiralę ze starego kalendarza czy zeszytu można wykorzystać ponownie - ale to już pytanie do tych z Was, które bindownicę posiadają. To co, da się ją tak zrecyklingować?


W poprzednich środowych mykach:

wtorek, 25 września 2012

Just scrap and don't give up!

Mój trzeci scrap (od teraz przestaję liczyć!), który w zamyśle miał stać się okładką czegoś w rodzaju albumu ze wspomnieniowymi LOsami. Co z nim zrobiłam dalej, pokażę Wam jutro.

Bardzo chciałam jakoś wykorzystać to zdjęcie (pochodzi ze stopnia zjeżdżalni z niegdyś przepięknego, modernistycznego basenu w Ciechocinku, który dzisiaj jest już zdewastowany i nieczynny, ale da się wejść przez dziurę w płocie), a napis wydał mi się idealny w odniesieniu do moich scrapowych początków. Bo cały czas jest to dla mnie temat zupełnie nowy i nie czuję się zbyt pewnie. Na okładkę w sam raz!



Papier ILS, reszta to ścinki, ulotki, makulatura. Ponieważ jakoś łyso wydawało mi się po lewej, postanowiłam wykorzystać transfer acetonowy ze zwykłej kserówki.

Zapraszam więc jutro, w środowych mykach pokażę Wam jak skonstruowałam mój album z czegoś, co pewnie wiele w Was ma w domowych zbiorach :)

poniedziałek, 24 września 2012

Addio pomidory!

Jak czujecie się po weekendzie? Pogoda dopisała, może ktoś był na grzybkach albo zajmował się przetworami? Ja w tym roku zdecydowanie zwiększyłam przeroby, oprócz dżemów z początku lata, zapakowałam w słoiki 40 kg pomidorów i 10 kg papryki. Ususzyłam już trochę grzybów, przymierzam się też do cukinii (nie wiem czy zdążę, podobno wraz z pierwszymi przymrozkami cukinia się kończy!) i powideł śliwkowych. Ale czy dam radę, tego nie wiem :)

Tymczasem coś z zupełnie innej beczki. Kolczyki, które może nie kolorem, ale formą pasują do naszyjnika czy makowej broszki. Wydaje mi się, że jednak czerwień najlepiej pasuje :)


Jak myślicie, jest jeszcze jakiś kolor w którym takie kolczyki czy naszyjnik ładnie by się prezentowały?

niedziela, 23 września 2012

Część druga urlopowych wojaży

Część pierwsza - tutaj

Po Jeziorach Plitwickich kolejnym przystankiem w Chorwacji było Sukošan - senne miasteczko, które miało być naszą bazą wypadową do Zadaru. Mieszkamy przy bardzo ruchliwej ulicy Franjo Tuđmana - pewnie w każdym chorwackim mieście znajdzie się arteria o tej nazwie, był on bowiem pierwszym prezydentem Chorwacji. Idąc w stronę plaży, przechodziliśmy obok domów i ogrodów tubylców, a tam flora zupełnie inna od naszej, zamiast swojskich jabłonek czy grusz - drzewa oliwkowe, ogromne winorośle, figowce, granaty, palmy, egzotyczne kwiaty i papryka. Droga była więc niezwykła, chociaż miejscowość pusta i taka trochę smutna, że to już po sezonie :)



Na plaży (oczywiście kamienisto-wybetonowanej) po kilku minutach zaczęło robić się ciemno, a od południa nadciągała wielka chmura. Po chwili wszyscy uciekali, a my zaczęliśmy pstrykać zdjęcia i ostatecznie schroniliśmy się w nieczynnym koktajl-barze pod trzcinowy parasolami :) Było tak ciemno, że aparat zwariował i sam z siebie zrobił prawie czarno-białe zdjęcie - ja nic przy nim nie majstrowałam!


Kolejny przystanek - Zadar. Zajadaliśmy się lodami, weszliśmy na wieżę podziwiać widoki (pozaglądaliśmy ludziom na tarasy) i słuchaliśmy morskich organów.





Po drodze do Splitu zwiedzamy Šibenik, miasto o starym rodowodzie, bo założone przez plemiona chorwackie jeszcze zanim przybyli tu Ilirowie czy Rzymianie. Dosłownie czuć, że jesteśmy w klimacie śródziemnomorskim - na skwerkach w centrum rosną ogromne krzaki rozmarynu, odwiedzamy też (bardzo ziołowy, ale nie tylko) średniowieczny ogród przy klasztorze św. Wawrzyńca.




Mimo że dzisiejsza relacja wydaje się krótka, uwierzcie, że napracowałam się przy wyborze zdjęć :)
C.d.n.

sobota, 22 września 2012

Serialomania ujęta w zeszycie

Jesień... Oprócz pięknych widoków trzy główne atrakcje to jak co roku: herbaciane wieczory pod kocem i rozpoczęcie okresu miodowo-cytrynowego, katalog IKEA (papierowej wersji jeszcze nie macałam, ale ta chwila jest już blisko) i seriale, których nowe sezony pojawiają się właśnie na przełomie września i października. Nowy sezon, to i nowy zeszycik. W zeszłym roku było skromnie, w tym postanowiłam wykorzystać wycięty z gazety obrazek, chociaż popkornu w trakcie oglądania nie jem. Nie siedzę też bezczynnie na kanapie, wolę, kiedy serial w komputerze towarzyszy mi przy majstrowaniu. Po komentarzach pod poprzednim postem wnoszę, że i Wy macie podobnie :) Ktoś jeszcze chce się przyznać?

Jak zwykle recykling - środek z resztkowych papierów, okładka zeszłoroczna, ale oklejona na nowo torebką od żelków. Żeby milej mi się patrzyło, notesik w energetycznych kolorach:


 A tu jeszcze ujęcie mojej pamiątki z Bośni i Hercegowiny - chyba gumki do mazania :)


Śliczny goryl, prawda? :)

piątek, 21 września 2012

Co robię jak zerkam

Zaległa broszka - duża, może z 10 cm średnicy, w neutralnych szarościach. Co się przy niej nagimnastykowałam, to moje. Jej zrobienie pochłonęło kupę czasu, ale jak zawsze w takich momentach - czy obieram 20 kg pomidorów, czy majstruję przy podobnym projekcie, włączam w komputerze jakiegoś przeszkadzacza (czytaj: serial) i pracuję, od czasu do czasu zerkając. W większości jednak tylko słucham :)


Weekend się zbliża, planujecie jakieś jesienne projekty? Bo ja chyba muszę się zabrać, inaczej nie zdążę do zimy :)

środa, 19 września 2012

Środowe myki - alfabety raz jeszcze


Zeszłotygodniowy post na temat gazetowych literek wymaga pewnego uzupełnienia. W końcu nie samą prasą człowiek żyje! Dla mnie innym źródłem alfabetów-nie-gotowców są komputerowe czcionki. Jak każda recyklingowa czynność, wymaga to jednak pewnego poświęcenia - chociażby czasu, żeby wydrukować i wyciąć.

Zdarza mi się czasem szperać na stronach z czcionkami (ostatnio dafont.com) i odławiać te, które mi się podobają i mogą się przydać.  Najbardziej pożądane są fonty z polskimi znakami, chociaż większość ich nie ma. Jeśli jednak korzystacie z jakiegoś programu graficznego czy nawet painta, łatwo dorobicie ogonek lub kreseczkę używając w tym celu przecinka. Zawsze można też domalować je ręcznie na wydruku. Jeśli drukujecie, żeby wyciąć i nakleić, po prostu wydrukujcie też dodatkowy przecinek lub kropkę.

Ponieważ czcionek mam multum, robię kolejną rzecz, która Nulka nazwałaby zmonkizowaną bardziej, niż u samego Monka :))) Bo tak podsumowała moje segregowanie literek, haha :) Przyznaję więc, że choć nigdy nie uważałam siebie za pedantkę, ze środowych myków wynika, że chyba nią jestem. No cóż, trudno... :)

Mam więc plik w wordzie, w którym niektóre czcionki (te, które wydają mi się ładne :) są zapisane - jest to lista nazw czcionek napisana z użyciem tych fontów, a przy posiadających polskie znaki, mam też zapisane "ąęźć", żeby szybko się połapać. Ta lista naprawdę oszczędza mi długiego szukania i próbowania. Wygląda mniej więcej tak:


Jak widzicie, niektóre czcionki można by od razu wydrukować, wyciąć i używać - szczególnie te, w których każda literka jest jakby "oddzielna". Przykłady takich fontów:



Myślę, że ciekawą alternatywą dla specjalnych urządzeń będzie czcionka imitująca drukarkę dymo, np.:



Do wycinania świetnie nadaje się czcionka
Denne Shuffle
Bardzo ją lubię :) Użyłam jej tutaj:


Taką czcionkę wystarczy wydrukować w kolorze albo na kolorowym papierze, żeby od razu nabrała innego charakteru i dostosowała się do tonacji Waszej pracy. Można ją też pokolorować dopiero po wydrukowaniu. Nie jest trudna do wycięcia, więc nie zabiera to wiele czasu.

A Wy, macie swoje ulubione czcionki? Może zechcecie się podzielić i zdradzić ich nazwy?

W poprzednich środowych mykach:

poniedziałek, 17 września 2012

Pierścień mocy na jesienne dni

Czy wokół Was też tak jesiennie? Trochę szaro, deszczowo, ale pora idealna na herbatkę w wielkim kubasie, doprawioną miodem i cytryną. Wczoraj zaliczyliśmy też pierwsze (udane) grzybobranie. Nie wiem jak Wy, ale ja bardzo lubię jesień!

Jesienią i zimą zapewne do łask wróci filc, który na lato wydaje się czasem zbyt "ciężkim" i ciepłym materiałem. A kiedy robi się chłodniej, staje się idealny :) Nie oznacza to oczywiście, że kolory będą szaro-bure, u mnie taka opcja nie wchodzi w grę! Dlatego troszkę większy niż zwykle pierścionek (ale nie aż tak), w kontrastowych kolorach:


Jedno spojrzenie na kłykcie i uśmiechamy się szeroko.
Udanego dnia!

P.S. Dziękuję za ciepłe przyjęcie wakacyjnej relacji! Obecnie wydaje mi się trochę nie na miejscu, bo przejście od pogody letniej tam do jesiennej tu jest dość drastyczne, ale co zaczęłam, będę kontynuować :)

sobota, 15 września 2012

Wakacje 2012 - część pierwsza :)

Bez części się chyba nie obędzie - za dużo tego. Jak już pisałam, celem była Chorwacja, ale w drodze do i z odwiedziliśmy też kilka innych miejsc.

Ponieważ z Torunia jest jeszcze kawał drogi do granicy, pierwszy nocleg zaliczyliśmy w... A nie powiem gdzie! Podpowiem natomiast, że widok z hotelowego okna był na tych oto dżentelmenów:


Ktoś kojarzy? :)

Potem kolejny dzień w trasie, celem były okolice Jezior Plitwickich. Po drodze zachmurzone niebo, mnóstwo pustostanów, na domach ślady po kulach, "pomniki" stworzone z czołgów - pozostałości wojny domowej sprzed dwudziestu lat. Przypominam sobie, że przed wyjazdem gdzieś w internecie przeczytałam, że blisko wschodniej granicy Chorwacji do dzisiaj w ziemi znajdują się miny i niewypały. Pierwszy raz odwiedzam ten kraj i przy wjeździe wywarł on na mnie dość przygnębiające wrażenie. Natomiast pochmurna pogoda wcale mi nie przeszkadza, w końcu nie przyjechałam się opalać, tylko zwiedzać :)

Te nieciekawe wrażenia rekompensuje następnego dnia wyprawa do Plitvic - punkt obowiązkowy chyba każdej wycieczki do Chorwacji. Niebo znowu zachmurzone, więc (podobno) woda w tamtejszych jeziorach nie ukazuje całej swojej turkusowości. Ale to co widzę, w zupełności mi wystarcza! W internecie znajdziecie wiele pięknych zdjęć tego miejsca - teraz wierzę, że nie są tak zupełnie przekolorowane :) Woda w połączeniu z otaczającą zielenią rzeczywiście ma nieziemski kolor.



Zastanawiamy się (jak to archeolodzy) co myśleli ludzie, którzy po raz pierwszy odkryli to miejsce... Zapewne od razu osiedlili się gdzieś w okolicy :) Widoki to raz, ale i czysta, niesamowicie przejrzysta woda sprawia, że po prostu chce się wskoczyć i zażyć kąpieli! Rybkom to dobrze, mogą to robić bezkarnie...



Miałam pisać dalej, ale już i tak strasznie się rozgadałam!
C.d.n.

piątek, 14 września 2012

Z poczty w tą i z powrotem

Jesień nie mogła zacząć się milej! Już pierwszego dnia swoich wakacji dowiedziałam się, że wygrałam candy u Moniki czyli veny7. W czasie mojej nieobecności paczuszka zdążyła dojść i wczoraj odebrałam ją z poczty. Otworzyłam... i padłam! Taka kumulacja cudowności była dla mnie nie do pojęcia, więc wszystko obejrzałam co najmniej dwa razy :) Trudno nawet pokazać to na zdjęciu, ale są papiery, stempelki, samoprzylepne wstążki, wycinanki tekturowe, ramki z wykrojników, kartka z pozdrowieniami... i książeczka z ptakami świata, z której można dowiedzieć się kilku ciekawych rzeczy :)


Ja też wysyłam, ale na razie nieco skromniej :) Komplet biżuterii dla Ystin, która wygrała śmieciowe wyzwanie dopiero się tworzy. Natomiast 1 września zdążyłam posłać kartkę z życzeniami zdrowia dla Barbary znanej jako barbaratoja. Front miał przypominać tablicę okulistyczną, chociaż Basia pewnie widzi całkiem dobrze, skoro ciągle dłubie w nitkach :)

papiery ILS
Dobrze, że wywołała uśmiech :)

A teraz lecę do 20 kg pomidorków, które rano przytachałam do domu. Tak jak w zeszłym roku, "puszkuję" je na zimę. Zeszłoroczny eksperyment się udał, żaden słoik nie został (a było ich sporo!), tym chętniej przystąpię do mycia, parzenia, obierania, gotowania i pakowania! Swoją drogą pomidorki na balkonie rosną wybornie, martwię się tylko, że coraz niższe temperatury mogą zaszkodzić koktajlaskom i hektorowi - a kwitną! Może ktoś z Was ma doświadczenie w hodowaniu balkonowych pomidorów?

***
Ponieważ zbliżają się święta :) to i świąteczne gadżety zaczynają się pojawiać. Na przykład takie, jak stempelki, które są do wygrania w CraftFunie:



czwartek, 13 września 2012

Pozdrowienia z Polski!

Jak dobrze być w domu! Nazbierało się zaległości, trzeba odkurzyć blogowe kąty... Kilka poprzednich postów publikowało się z automatu, a ja nie miałam za wiele czasu na odwiedzanie Was - ot, tyle co wieczorem zdążyłam zerknąć w internet, jeśli oczywiście był :) Chciałam Wam nawet pokazać jak wyglądała nasza trasa, ale niestety... W miejscu Bośni i Hercegowiny, która stanowiła dużą część naszej powrotnej drogi, Wujek Google ma tylko białą plamę... i nie wyznacza trasy. Celem była Chorwacja, ale przy okazji zahaczyliśmy o wiele innych miejsc. Momentami było bardzo męcząco - prawie codzienna zmiana miejsca noclegu i godziny spędzone w trasie, ale są setki, jeśli nie tysiące zdjęć (czas zacząć selekcję!), które mam nadzieję pojawią się w jakichś pracach. W końcu trzeba te wspomnienia uwiecznić :)

Katka namawiała mnie na podróżnicze zwierzenia, ale ona swoją wyprawę na Krym opisała na tyle szczegółowo, że ja chyba nie dałabym rady utrzymać takiego poziomu! Jeśli jednak ktoś jest chętny na nie-rękodzielniczą relację, to dajcie znać.

A przed samym wyjazdem spotkało mnie nie lada wyzwanie! W ciągu nocy przed podróżą przesiedziałam bite 10 godzin nad zamówieniem dla pani Ewy, która zobaczyła obrączki na serwetki z kwiatkiem. Pamiętacie jeszcze? Tutaj zamieściłam tutorial. Zapotrzebowanie było na 33 identyczne sztuki niebieskich obrączek z różowym kwiatkiem. Wysyłałam dosłownie po drodze na wakacje!

Najpierw wycinanie:


A potem składanie, zszywanie i efekt finalny:


Zdążyłam! I poczta też zdążyła na czas :)

środa, 12 września 2012

Środowe myki - alfabety z gazet


Jak dotąd pojawiło się już w środy kilka oczywistych oczywistości. Bo przecież oczywistością jest, że wszystkie chomiki wycinają obrazki z gazet! Żeby jednak zmierzać do końca tego tematu, dzisiaj jeszcze kwestia liter i napisów.

Przyznaję, że alfabetów to właściwie nie posiadam. Może jakieś 5-6 kompletów, więc niewiele. Zawsze można coś wydrukować... A jeśli nie wydrukować, to wyciąć z gazety rzecz jasna. Wyciąć albo z tłem, albo - jeśli litera jest dość duża i grubaśna - spróbować wyciąć ją po konturze.

Osobną przegródkę w moim pudle mam więc na ciekawe (czytaj: dające się wykorzystać) czcionki z czasopism. Szczególnie upodobałam sobie tytuły tekstów piosenek, tłumaczonych kiedyś przez Wojciecha Manna w "Dużym Formacie". Była to naprawdę tłuściutka czcionka, idealna do wycinania! Do tego strona była bajecznie kolorowa, więc naprawdę ciachałam ile się da :)


Takie litery poleciały swego czasu w zestawach dla Alexandry i dla Lejdi, rzecz jasna podklejone tekturką tak, jak pisałam o tym w zeszłym tygodniu. Gotowe do wykorzystania mogą wyglądać tak:


Można też bardziej postarać się przy wycinaniu albo wykazać się cierpliwością jeśli chodzi o schnięcie kleju :)

Kolejna sprawa to litery, które zostawiam razem z tłem - najbardziej neutralne i pewnie najczęściej spotykane jest białe. Trzymam w postaci całych napisów...


...wycinam w miarę potrzeby.
cały mój grudniownik miał gazetowe cyfry i litery


No chyba, że coś mi odbije i je segreguję - tak było, kiedy jednym okiem zerkałam na Euro, a drugim łypałam na nożyczki. Kiedy byłam mała, miałam taką tablicę z plastikowymi literkami, w pudełku były przegródki na poszczególne znaki. Szkoda, że same literki wyparowały w niewyjaśnionych okolicznościach, z nich też mógłby być niezły użytek....


Przyznaję jednak, że ten sposób bardzo szybko porzuciłam.

Podobnie robię z cyframi, ale ich jest zdecydowanie mniej. Ktoś oprócz mnie ma fioła na punkcie eksploatowania gazet?

W poprzednich środowych mykach:

niedziela, 9 września 2012

Makowy naszyjnik

Żeby nieco odejść od tematów papierowych, które ostatnio dominują - filcowy naszyjnik. Dorobiłam dwa kwiatki i użyłam maczka, który pokazywałam już >>tutaj<<.


Jeśli ktoś ma głowę przeciętnej wielkości, to przy odpowiednim spięciu da radę zrobić z niego opaskę :) Lubię jak coś ma więcej niż jedną funkcję, ale to wyszło zupełnie przypadkiem.

Pozdrawiam Was serdecznie!