poniedziałek, 8 października 2012

Wakacji część czwarta, bośniacko-hercegowińska


Po noclegu w dolinie Neretwy ruszyliśmy w kierunku granicy z Bośnią i Hercegowiną, a dalej do Mostaru. Właściwie już od wjazdu do BiH widać pierwsze minarety - znać, że prawie połowa tutejszych obywateli to muzułmanie.

Mostar słynie z kamiennego Starego Mostu (wpisanego na listę UNESCO) - pierwotnie wzniesionego w XVI wieku, ale zburzonego w trakcie wojny jugosławiańskiej (1993) i odbudowanego dopiero w roku 2004. Most znajduje się nad Neretwą, a więc nasza trasa z Chorwacji wiodła cały czas wzdłuż tej rzeki. Miasto nadal się odbudowuje, przygnębiające wrażenie sprawiają piękne niegdyś budynki, zniszczone w takcie wojny domowej.

zdjęcia powiększycie maksymalnie klikając prawym przyciskiem myszki i wybierając 'otwórz w nowej karcie'



Starówka robi na nas ogromne wrażenie - zupełnie inny klimat niż w miastach chorwackich! Na straganach z pamiątkami mnóstwo ludowych wzorów, lalki barbie ubrane w stroje regionalne, długopisy i samoloty wykonane z karabinowych łusek (pozostałości wojny), wiele gadżetów związanych z rozpadem Jugosławii, portrety Tito - z wojny domowej zrobili tu atrakcję turystyczną, a na pewno pamiątkarską.


Zachwycona byłam nawet chodnikami układanymi z kamienia. Mam tylko dwa zdjęcia, bo z nieznanych mi powodów tutejszy policjant zabronił mi pstrykania... Może myślał, że fotografuję jego buty czy coś :) W każdym razie fantazyjnych wzorów było o wiele więcej i wyglądało to przepięknie:



O ile narzekałam w Chorwacji, że nie jestem w stanie kupić żadnej ciekawej pamiątki (nie-jedzeniowej :), z krótkiego pobytu w BiH mam aż dwie - różowego goryla, którego już Wam pokazywałam i piękną, ceramiczną podkładkę z ludowym wzorem pod gorące garnki. Ceny - bardzo przystępne. Nic dziwnego, w końcu ten napis zobowiązuje:


Uśmialiśmy się nieziemsko po zobaczeniu tego :)

Jeśli spojrzycie w googlach na mapę BiH to zobaczycie, że za pomocą ich map nie da się wyznaczyć trasy przejazdu przez ten kraj, nie jest tu zaznaczone ukształtowanie terenu, a sieć dróg jest naprawdę skromna. Przejechaliśmy BiH od południa do północy w całej rozciągłości (od granicy w Metković do Gradiški, ok. 340 km), cały czas krętymi, górskimi drogami. Widoki piękne, ale bywało niebezpiecznie, na przykład gdy okazało się, że tubylcom na zakręcie rozkraczył się samochód, a oni nie rozłożyli nawet trójkąta ostrzegawczego :) Jeśli pomylimy w BiH trasę, trzeba wracać do najbliższego skrzyżowania dróg, a więc trudno naprawić wszelkie błędy związane ze skrętem w złą stronę.

Po drodze zatrzymaliśmy się też w restauracji na szczycie Makljen (1123 m n.p.m.) - niestety, na posiłek czekaliśmy 1,5 godziny, gotował dla nas sam kelner i jedzenie okazało się okropne... Cóż było zrobić, my nie Magda Gessler, żeby strzelić focha i nie zapłacić :) Chociaż było ciężko, okazało się, że nikt w całej knajpie nie potrafi obsłużyć terminala kart płatniczych. Taki miejscowy folklor :)



Dalej już tylko kierowaliśmy się na Banja Lukę i w stronę północnej granicy z Chorwacją. W Bośni i Hercegowinie nie planowaliśmy noclegu, musieliśmy dojechać do Zagrzebia. Ostatecznie udało się to nam po 22. Ilość kilometrów zrobionych w BiH niby niewielka, ale kręte, górskie drogi zmusiły nas do wolnego tempa. Niemniej, zdecydowanie warto byłoby wrócić tu na dłużej!

C.d.n.